W dniu premiery napisałam... Przypomnijmy sobie...
(...)mam wrażenie, że po kilku minutach grania będę musiała przerwać i coś tutaj napisać(..)
Rzeczywiście, miałam takie wrażenie, bo czekałam na tę produkcję miesiącami, i jak już ją dorwałam w niu premiery, jak już zaczęłam grać, jak już wciągnęłam się w ten świat - zapomniałam o całym tym rzeczywistym. Próbowałam przechodzić grę jak najwolniej, ale i tak zajęło mi to około tygodnia. A kiedy skończyłam... Wchodziłam w ten wątek 100 razy i nadal nie wiedziałam, co napisać. Mogłabym o The Last of Us gadać godzinami. Przeszłam grę 4 razy z rzędu, potem obejrzałam Let's Playa na YT, żeby zobaczyć, jak ktoś inny tę grę przeżywał. Tak smutno mi pogodzić się z tym, że to już koniec.

I jakoś zebrałam się do napisania wypowiedzi na forum, pewnie będzie chaotyczna i chyba posłużę się gifami, żeby wyrazić emocje, bo to z pewnością lepsze niż "EKFALSJDLASFJASF".
(Od razu zastrzegam też o spoilerach w dalszej części wypowiedzi).
Po przejściu całej gry wyglądałam mniej więcej tak (realizmu dodaje fakt, że to rzeczywiście moje zdjęcie):
Ale zacznijmy od początku.
Prolog po prostu mnie zmiażdżył.
Nie mogę wyjść z podziwu dla ND. Tak świetnie zbudowali atmosferę już w pierwszych minutach gry... To było zdecydowanie najlepsze wprowadzenie do rozgrywki, jakie kiedykolwiek widziałam. Prawdziwa eksplozja doznań. Twórcy manipulują nami, jak byśmy byli drewnianymi laleczkami w dziecięcym teatrzyku, chcieli, żebyśmy odczuli niepokój - odczuliśmy. Mieliśmy mieć wrażenie wszechobecnego chaosu, strachu, paniki - tak też się stało. A kiedy umarła Sarah... Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie to był pierwszy z kilku momentów w grze, kiedy łezka w oku mi się zakręciła.
Jej śmierć, i to z rąk żołnierza, dodatkowo spotęgowała wrażenie, że świat wywrócił się do góry nogami w bardzo krótkim czasie, oraz właśnie tej paniki, o której mówiłam. Wojsko od razu zabrało się do tworzenia stref bezpieczeństwa, lecz wiadomo, że tego nie da się tak łatwo zorganizować, więc rozkaz był taki, żeby nie przepuszczać nikogo. W takich sytuacjach zaczyna się liczyć dobro większości.
Potem przenosimy się 20 lat później, do świata, w którym 60% populacji Ziemi nie żyje, jest zarażona lub zaginiona, a to ostatnie najczęściej jest równoznaczne z tym pierwszym lub drugim i nie ma co sobie robić nadziei.
Zmianę w Joelu da się odczuć od pierwszych chwil rozgrywki, a w pewnych momentach aż nazbyt rzuca się ona w oczy. Jest to jedno z wiarygodniejszych przypomnień ludzkiej natury, do czego człowiek potrafi się posunąć w imię przetrwania i jak to może go wewnętrznie zmienić.
Fakt faktem, historia dość długo się rozkręca, ale dla mnie nie była nużąca. Świat przedstawiony w grze jest tak realny i pełen szczegółów (jak na ND przystało), że ogląda się go, zwiedza, eksploruje z przyjemnością. Na dodatek, jeśli akurat nie jesteśmy zajęci zabijaniem, bohaterowie przez cały czas coś mówią, co daje dodatkowe poczucie realizmu, bardziej wprowadza w historię, w relacje postaci, a co najważniejsze, nie daje nam się nudzić.
Na świat w TLoU patrzyłam mniej więcej tak:
Znajdujemy Roberta, zabijamy Roberta, idziemy do Marlene. Tamtaramtamtam. Poznajemy Ellie i już wiemy, czy będziemy lubić tę postać, czy nie (ja już po obejrzeniu materiałów promocyjnych wiedziałam, że ta dziewczyna wzbudzi moją sympatię

). Potem okazuje się, że Ellie jest odporna na zarazę. Nie byłam w sumie aż tak bardzo zaskoczona, właściwie domyślałam się tego. Stawia to jednak przed nami podstawowe pytanie - co dalej?
Mimo, że podczas podróży w trójkę z kryjówki Joela i Tess do ratusza zabijamy hordy zarażonych oraz przemykamy (lub również zabijamy, zależy, jak ktoś chce to rozegrać) w cieniu unikając świateł patrolujących teren wokół bostońskiej strefy kwarantanny żołnierzy, w moim odczuciu na tym etapie gry panuje niemal przyjemna atmosfera. Dla Joela i Tess świat "na zewnątrz" nie jest w sumie niczym nowym, a Ellie wydaje się być zaciekawiona wręcz wszystkim. Przeżywamy kilka bardziej mrożących krew w żyłach momentów, ale oczywiście wychodzimy z nich bez szwanku i obserwując pełnych nadziei bohaterów oraz - można powiedzieć, że skuszeni rozwojem fabuły - docieramy do ratusza.
Świetliki, które miały odebrać Ellie nie żyją. Co teraz? Tess niemal się załamuje, co jest grane? Nie chce porzucać nadziei, jaką jest ich obecna podopieczna, mimo, że gruboskórny Joel próbuje jej to wybić z głowy. Dlaczego? Twórcy przez cały filmik przerywnikowy stopniują napięcie, aż w końcu gracze sami mogą się domyślić, co jest grane i zrobić wielkie oczy, a wtedy oszołomiona Ellie potwierdza ich obawy, stwierdzając, że Tess jest zarażona...

... Na dodatek żołnierze zaraz tu wparują, więc co mamy zrobić? Co POWINNIŚMY zrobić? Ułatwia nam to sama Tess, która decyduje się kupić nam trochę czasu... Nawet nie liczyłam, że przeżyje. Nie ma w grze nawet żadnej scenki, nic, po prostu Tess każe nam się wynosić, a potem widzimy jej ciało leżące w kałuży krwi. :/ To pierwsza postać dotknięta zarazą, jaką dane nam było bliżej poznać. Jak widać, dla niektórych po zarażeniu nie ma już wyboru. Podejrzewam, że nawet gdyby nie okoliczności, Tess i tak popełniłaby samobójstwo, i tak nie zdążyliby znaleźć Świetlików, skoro przemiana następuje w ciągu maksymalnie dwóch dni.
I wtedy dopiero fabuła się rozkręca. Rozpoczyna się długa podróż dwójki głównych bohaterów, mająca na celu dotarcie do Świetlików, którzy mają dużą szansę na stworzenie szczepionki na podstawie tego, co stało się z Ellie.
Jak wszyscy podczas gry zauważyliśmy, Joel trzyma na dystans praktycznie wszystkich ludzi, a Ellie w szczególności. Widać, że 20 lat życia w postapokaliptycznym "społeczeństwie" sprawiło, że ma problem z zaufaniem ludziom, nie chce się do nich przywiązywać i nie jest człowiekiem otwartym na jakiekolwiek zobowiązania.
Dla wielu osób, a i ja nie będę pod tym względem oryginalna, rozwijająca się relacja Joela i Ellie jest jedną z głównych zalet tej gry. Ja w moim osobistym odczuciu posunęłabym się do stwierdzenia, że jest to główny silnik napędowy całej historii, który czyni ją tak emocjonującą i niepowtarzalną. Zmienianie się relacji można zauważyć na podstawie obserwacji pojedynczych wypowiedzi, drobnych gestów, które podczas pierwszego przechodzenia The Last of Us czasem trudno zauważyć, ale też cut scenek, gdzie oczywiście wszystko jest ukazane bardziej dosłownie, klarownie i nie da się tego przeoczyć. Przy okazji poznajemy dwójkę bohaterów z osobna. Ellie zachwyca się lasem oraz fruwającymi dookoła świetlikami. Joel agresywnie reaguje na każde pytanie o swoją przeszłość albo o Tess. Nie jest bohaterem wyidealizowanym jak Nate Drake, ale bardziej ludzkim, czasem nawet aż bardziej ludzkim, niż się spodziewamy.
Przy okazji, na tym etapie gry, genialne były sprzeczki Ellie i Billa, z Joelem w tle, który z początku jako tako starał się ich uspokoić (ale jak wiemy, niezbyt dobrze mu to szło

). (Nawiasem mówiąc, nie znaliśmy Franka, ale i tak smutno mi było patrzeć na kolejną ofiarę zarazy, która wolała popełnić samobójstwo niż się zmienić).
Po wyjeździe z Miasteczka Billa oglądamy filmik przerywnikowy, który pokazuje, jak nasi bohaterowie dojeżdżają do Pittsburgha. Jak zwykle twórcy manipulują naszym nastrojem - śmiejemy się wraz z Joelem i Ellie, gdy dziewczyna wyjawia, co zabrała z pokoju Billa przy akompaniamencie wesołej muzyki country z płyty kompaktowej, którą oczywiście również ukradła staremu kumplowi Joela.

A potem słuchamy nastrojowej muzyki z jednego z trailerów, "Alone and Forsaken", która wspaniale wpasowuje się w klimat gry. Wpadamy w zasadzkę Łowców i chyba po raz pierwszy stajemy do walki z prawdziwie zdeterminowanymi ludźmi, którzy dla przetrwania zrobią wszystko. Z pozoru są oni podobni do Joela - zabijają w imię przetrwania bez mrugnięcia okiem i też są okrutni, z tym że Joel niekoniecznie posunąłby się do zabijania bezbronnych uciekinierów, by potem stwierdzić, że jednak niczego wartościowego przy sobie nie mieli i spokojnie sobie odjechać (chociaż w sumie nie wiadomo, wiemy, że Joel walczył również po stronie Łowców).
Na dodatek, Ellie zabija pierwszego człowieka... I nie ma w tym momencie zbyt wiele wsparcia od Joela. O dziwo, później przyznaje jej rację...
Po jakimś czasie poznajemy Henry'ego i Sama, którzy dla odmiany nie poszukują nas z zamiarem natychmiastowego zabicia (chociaż jak wiemy, Joel o mały włos nie zabił Henry'ego w samoobronie, zaatakowany przez niego, gdyż starszy z rodzeństwa myślał, że ten jest jednym z Łowców).
Po tym, gdy docieramy do ich kryjówki, gdy wspólnie z nimi walczymy przeciwko łowcom, po tym, gdy Henry zostawia nas na niemal pewną śmierć (jednak ze względu na Sama jest to dość zrozumiałe), a potem w rekompensacie ratuje nam życie, po potyczkach z zarażonymi w kanałach i sekwencji ze snajperką, po tym, gdy już zdążyliśmy tych bohaterów polubić i zauważyć, jak bardzo Ellie cieszy się z posiadania przyjaciela w zbliżonym do siebie wieku, w filmie fabuła znacznie postępuje do przodu... Dała mi do myślenia rozmowa Ellie i Sama na temat zarażonych. Sama potem zastanawiałam się, czy "wierzę". I podobnie jak nasi bohaterowie doszłam do wniosku, że raczej nie... Perspektywa, że zarażeni nie są już sobą, ale też nie umarli, bo jako istoty żywe z mózgiem, tyle że zmutowanym, żyją nadal jest przykra... Przykre jest to, że jeszcze nie przeszli "na tamten świat", ale przynajmniej wiemy, że zabijając ich czynimy dobrze też dla tych ludzi, którzy się zarazili (bo przecież oczywiście nikt nie zarażał się z wyboru).
A potem Sam podwija nogawkę spodni i okazuje się, że jest zarażony... A na dodatek Henry popełnia samobójstwo i znowu zostajemy sami...

Jak zwykle zostało to wspaniale pokazane, a ja sama fakt, że obaj zginęli, odczułam jako kolejne, mocne uderzenie w twarz...
Od tego momentu akcja praktycznie nie ustaje. Joel i Ellie znajdują Tommy'ego. Ten chce dać Joelowi zdjęcie jego i Sarah, lecz ten stanowczo odmawia... (A zegarek nosi). Po uruchomieniu elektrowni Joel próbuje przekonać brata, aby ten przejął od niego zadanie eskortowania Ellie do Świetlików. Jest dość stanowczy i zależy mu, żeby postawić na swoim, więc dochodzi do kłótni. Tym samym dowiadujemy się trochę o ich przeszłości - że młodszy z braci nigdy nie miał zbyt łatwego życia z Joelem i w jego odczuciu były to koszmarne lata. Joel reaguje agresją i w sumie sama nie do końca wiem, czy to, co powiedział Tommy, jakoś go zraniło, poruszyło... Jakoś chyba musiało, prawda? W każdym razie, nie dał po sobie poznać. Może byśmy się czegoś więcej dowiedzieli, gdyby nie napad bandytów...
Potem Maria (dość ciekawie się słuchało w TLoU głosu, który kojarzymy tylko z Eleną z Uncharted

) robi scenę Joelowi, bo Tommy jednak zgadza się zaprowadzić Ellie do Świetlików. Ellie przygląda się tej wymianie zdań z pewnej odległości i domyśla, że chodzi o nią, więc kradnie konia i ucieka.
Wspaniała jest sekwencja jazdy konno przez las, właściwie widoczki w TLoU są wspaniałe, co prawda kosztem tekstur, ale to nie wina twórców, tylko już dość starej konsoli.
Znajdujemy Ellie i tym razem Joel kłóci się z nią, padają dość mocne słowa, i widać, że dziewczyna czuje się bardzo zraniona. Co jej się dziwić? Zaczęła się przywiązywać do Joela, a ten praktycznie dał jej do zrozumienia, że nic go ona nie obchodzi.
Jednak mimo wszystko, w końcu chyba stwierdza, że nie może jej zostawić i chyba nawet nie chce.

To jest chyba jeden z tych bardziej przełomowych momentów w ich relacji. Potem nastrój, kiedy jeżdżą razem konno po kampusie i rozmawiają bodajże o grze w futbol (chociaż mogę się mylić co do tego), a potem o tym, kim Ellie chce zostać w przyszłości i kim Joel chciał zostać, kiedy był w jej wieku (swoją drogą, ciekawa wizja Joela piosenkarza xD).
Gdy Joel zostaje ranny...
!!!
Aż musiałam spauzować grę, bo własnym oczom nie wierzyłam. PRZECIEŻ ON NIE MOŻE UMRZEĆ! A jeśli może? Co dalej z grą w takim razie?
!!!
Potem dopiero mnie dotarło, że chyba rzeczywiście nie może, i trochę się uspokoiłam. Ale i tak przez całą (genialną oczywiście) frekwencję poruszania się rannym Joelem siedziałam z duszą na ramieniu. Przecież przebiło go na wylot!
Potem objęłam kontrolę nad Ellie. Miałam mnóstwo sprzecznych myśli, właściwie sama nie wiedziałam co myśleć. CO Z TYM JOELEM??? Ale powtarzałam sobie coś w stylu...
... Więc jakoś się uspokoiłam i cieszyłam się, że gram Ellie. Nie spodziewałam się, że twórcy zaplanowali, by gracz objął kontrolę nad tą postacią chociaż na chwilę. A jednak! Na dodatek całkiem dobrze się gra Ellie, łatwiej jest jej pozostać niezauważoną niż Joelowi.
Jest to kolejny z moich ulubionych fragmentów gry - granie na przemian Ellie i Joelem i tylko czekanie, aż z powrotem się spotkają, kiedy akcja nie ustaje nawet na chwilę... Tak!
Tutaj już jawnie widać, jak bardzo ich relacje się zmieniły. Ellie troskliwie opiekowała się Joelem, kiedy był ranny, czuwała przy nim w nocy, ryzykowała dla niego życie. On za to był prawdziwie zdesperowany, żeby ją znaleźć. Oczywiście, sami nim brutalnie zabijaliśmy przeciwników, ale te tortury, bez odrobiny wahania... Mocne.
Poza tym, nawiasem mówiąc, ten David i jego ekipa, to już było lekkie przegięcie chyba. o.O Nawet w takim świecie nie spodziewałabym się kanibali... No bo zabijać ludzi, by przeżyć, ale zabijać ludzi dla mięsa?

Nienawidzę Davida! Psychol i pedofil, pewnie gwałciciel.

Kiedy Ellie po "walce" z nim w końcu dobrała się do tego noża/maczety i zaczęła go nim szlachtować...
Słowa nie mogłam wykrztusić. Cholera, nie wyobrażam sobie, co ta dziewczyna przeszła... Zabijała ludzi już wcześniej, stało się to dla niej normalne (w takim stopniu, w jakim zabijanie ludzi może być normalne dla czternastolatki...), ale kurde, ten człowiek prawie pociął ją na kawałki!
Potem trafiamy praktycznie do sielanki... Gdyby porównać początek gry i to, zobaczylibyśmy, że ta dwójka naprawdę wiele przeszła. Zmianę widać właśnie w Joelu, który już chyba nigdy nie potraktuje Ellie tak, jak w Wyoming, co więcej, teraz to on jest wesoły, zrelaksowany. Poza tym, przyjął zdjęcie od dziewczyny. Ellie jest wyjątkowo mało rozmowna, a wydarzenia z zimy, które widzieliśmy przed chwilą potęgują wrażenie, że zaszła w niej jakaś nieodwracalna zmiana... Człowiek sam nie wie, co ma myśleć... Jeśli chodzi o mnie, czułam coś pod tym pozorem typowej sielanki, jakieś napięcie, jakby zbliżało się coś wielkiego, zupełnie jak prawdopodobnie Ellie w tamtym momencie. Przecież już niedługo ich podróż miała się zakończyć, nie było możliwości, żeby tym razem nie znaleźć Świetlików!